„Wierzę w tych, których wybrałem! Czas na ciężką pracę”

18 godzin temu | 19.08.2025, 19:28
„Wierzę w tych, których wybrałem! Czas na ciężką pracę”

Maciej Majcherek odkrywa karty przed sezonem 2025/2026! Co przekonało go do zostania trenerem głównym Kinga Szczecin? Jaki miał plan na budowę nowego zespołu? Dlaczego postawił na tych, a nie innych koszykarzy? Trener Wilków Morskich opowiada o celach, pomysłach i obawach przed nadchodzącymi rozgrywkami.

Przemysław Sierakowski: - Gdybym 12 lat temu, latem po zakończonym sezonie 2012/2013 powiedział Ci, że będziesz trenerem zespołu ze Szczecina, który dwa sezony wcześniej zdobył mistrzostwo Polski, a sezon temu Superpuchar Polski, wicemistrzostwo i dwa lata z rzędu grał w koszykarskiej Lidze Mistrzów, to jak byś zareagował?

Maciej Majcherek: - Myślę, że trochę bym się uśmiał. Wtedy nic nie zapowiadało tego, że będą takie sukcesy i to wszystko, o czym wspomniałeś się wydarzy. Nie myślałem, że będę trenerem.

- Zatem, jak do tego doszło?

- Na początku prowadziłem grupy dziecięce. To od tego się zaczęło. Jeszcze, jako zawodnik pracowałem z dziećmi i młodzieżą. W sezonie 2018/2019 trenerem Kinga Szczecin był Mindaugas Budzinauskas, ale jak wszyscy dobrze pamiętamy - niestety poważnie zachorował. Drużynę przejął wtedy Łukasz Biela i potrzebował pomocy. Ja miałem wtedy już 36 lat. Byłem jeszcze zawodnikiem, ale jednocześnie pomagałem Łukaszowi. Byłem takim „grającym asystentem”. Nie robiłem scoutingu, ale kontrolowałem to, co działo się na boisku i jeżeli coś zauważyłem, to przekazywałem Łukaszowi moje spostrzeżenia. Myślę, że wtedy to się zaczęło. W kolejnym sezonie skończyłem karierę zawodniczą i podjąłem się funkcji asystenta na pełen etat.

- W ostatnich sezonach King odnosił spore sukcesy. Wpisał się do czołówki Orlen Basket Ligi. Ten model sztabu szkoleniowego, który mieliśmy w naszym klubie Cię nie oszczędzał. Byłeś jedynym asystentem, a pracy było mnóstwo.

- To prawda. W niektórych klubach pracuje po dwóch, a nawet trzech asystentów. Praca rozkłada się na kilka osób. Ja musiałem robić to w pojedynkę. Trener Arkadiusz Miłoszewski czy Jesus Ramirez, oczywiście oglądali mecze i analizowali naszych rywali, jednak scouting przeciwnika to był mój obowiązek. Wycinałem zagrywki rywali, ich obronę, atak. Wszystko, co gra zespół przeciwny. To na pewno było bardzo pracochłonne i zdarzyło się zarwać kilka nocy.

- Pewnie szczególnie mocno w momentach, gdy graliśmy kilka meczów obok siebie. Mam na myśli te połączone maratony gry w OBL i BCL.

- Tak, szczególnie gdy graliśmy w systemie niedziela-środa, to natężenie pracy było bardzo duże. Scouting musiał być przygotowany właściwie w 48 godzin, a zawodnicy i trener główny musieli mieć podanego rywala na tacy. Pracując w pojedynkę, jako asystent, te maratony kosztowały mnie dużo sił, ale liczy się efekt końcowy i to, że udało się odnieść sukces, a wtedy zapominało się o zmęczeniu.

- Wychodzi na to, że najlepsza rzecz w pracy trenera głównego to fakt, że scouting spada na asystenta?

- (śmiech) Nie, ja dalej będę to robił. Mam tu na myśli oglądanie spotkań przeciwnika, szukanie jego słabszych punktów oraz pomeczowe analizy. Muszę być przygotowany do każdego spotkania. Trener Miłoszewski też to zawsze robił. Od tego na pewno nie odejdę. Jednak faktycznie, takim typowym scoutingiem zajmie się już duet Růžička-Koziorowicz.

- Co cię przekonało do objęcia sterów w Kingu Szczecin. Możemy chyba tutaj zdradzić taką ciekawostkę, że całe środowisko okołoklubowe Cię do tego ruchu namawiało. Później włączyli się do tego też zawodnicy, ale i byli trenerzy.

- Po odejściu trenera Miłoszewskiego, nie miałem w sobie takiej myśli, że zostanę głównym trenerem. Z Prezesem Krzysztofem Królem na samym początku tej nowej rzeczywistości zakładaliśmy, że znajdziemy trenera, który zastąpi Arkadiusza Miłoszewskiego. Jednak Prezes od pierwszych chwil dawał mi małe znaki, że chętnie widziałby mnie w roli Head Coacha. Mówiąc zupełnie szczerze, nie byłem do tego przekonany. Jednak w momencie, gdy zaczęły spływać do nas CV od trenerów i agentów, a większość kandydatów była w wieku 37-40 lat, zacząłem wtedy myśleć: „Masz 43 lata. Prezes cię namawia. Jak nie teraz, to kiedy?”. Na pewno przekonało mnie to, że mogłem zbudować zespół na swoich zasadach. Coraz więcej pozytywnych myśli zaczęło kiełkować w mojej głowie. Zaczęły pojawiać się wizje zespołu. Prezes Król też to wyczuł i zaczął coraz mocniej działać. Szczególnie przez osoby z bliskiego otoczenia, które też mnie coraz bardziej zachęcały. Było bardzo dużo wsparcia. Wreszcie się zdecydowałem, bo miałem plan na zespół.

- Jaki zespół chciałeś zbudować?

- Wszyscy trenerzy mówią właściwie to samo. Nie lubię wyświechtanych komunikatów. Mógłbym powiedzieć, że chcemy grać szybko, widowiskowo po obu stronach parkietu. Jednak, gdybym musiał wyróżnić taki główny aspekt, to byłby to atletyzm. To jest to, co w mojej opinii definiuje obecną koszykówkę. Kolejna rzecz? Multipozycyjność. Ci zawodnicy, którzy będą tworzyli kadrę zespołu, idealnie do tego pasują. Bardzo ważne dla mnie jest też posiadanie w rotacji dużej ilości ball handlerów. W zeszłym sezonie mieliśmy z tym spory problem. Nie było zbyt wielu graczy, którzy potrafili wykreować pozycje dla siebie i kolegów z drużyny. Chciałem stworzyć zespół, który będzie połączeniem doświadczenia z młodością i dać szansę zawodnikom, którzy chcą pokazać się w Orlen Basket Lidze. Jaka jest moja filozofia? Na pewno będę wymagał agresywnej gry w obronie. Chcę unikać sytuacji, że zawodnicy będą spędzali na parkiecie 30 i więcej minut. To spowoduje u nas większą intensywność gry po obu stronach parkietu. W poprzednim sezonie dużą część gry opieraliśmy na Jovanie i jego grze pick’n’roll. Teraz gra ma być także w rękach innych graczy z pozycji 2/3. Jest Jeremy, Noah, Anthony, Przemek - oni także mogą grać z piłką. Mamy młody zespół, który będzie grał z dużą intensywnością. To dla mnie bardzo ważne.

- Jakim trenerem chce być Maciej Majcherek? Podpatrywałeś przy pracy wielu świetnych trenerów. Pracowałeś u boku Jesusa Ramireza, Arkadiusza Miłoszewskiego i Mindaugasa Budzinauskasa.

- Na pewno będę trenerem wymagającym. Zarówno od zawodników, jak i od sztabu szkoleniowego, ale przede wszystkim od samego siebie. Lubię ciężką pracę na treningach. Nie lubię pracy na pół gwizdka. Jeżeli przychodzisz na trening, to masz dawać z siebie wszystko. Takiego podejścia będę wymagał od wszystkich. Należy pamiętać, że przejście z funkcji asystenta na posadę głównego trenera jest trudne także dla zawodników, z którymi pracowało się w poprzednim sezonie. Asystent to zawsze dobry policjant, który ma super relacje z zawodnikami. Head Coach musi czasem krzyknąć, być twardszy. Na pewno w to będę musiał włożyć sporo pracy.

Od każdego z trenerów, których wymieniłeś, wiele się nauczyłem. Od Jesusa Ramireza? Na pewno lubiłem jego pozytywną energię. Umiał dobrze ją przekazać zespołowi. Jednocześnie był bardzo wymagający. Stawiał na obronę i fizyczne granie. U Arkadiusza Miłoszewskiego zawsze imponowało mi jego podejście taktyczne do meczu i rywala. Trener Mindaugas Budzinauskas pokazał tą charakterystyczną litewską zadziorność, twardą rękę i zdolność budowania ducha drużyny.

- Przejdźmy do tegorocznych transferów. W twoich ruchach przedsezonowych widać pewne prawidłowości. Postawiłeś na koszykarzy młodych, głodnych gry i sukcesów. Skąd taka decyzja i jaki był klucz doboru zawodników?

- Nie będę ukrywał, że moim priorytetem na ten off-season, było podpisanie kontraktu z Tomaszem Gielo. To zawodnik, który na pewno będzie sporym autorytetem w szatni. Ma za sobą grę w silnych ligach europejskich i reprezentacji Polski. Nie możemy też zapomnieć, że w zespole mamy już bardzo doświadczonych zawodników takich jak Mateusz, Przemek i Jovan. Do nich dołożyliśmy zawodników młodych, którzy mogą czerpać z ich doświadczenia oraz będą chcieli pokazać się z jak najlepszej strony w naszej lidze. Przede wszystkim szukałem graczy multipozycyjnych. Zawodników, którzy chcą się rozwijać, iść do przodu i osiągać sukcesy. Przy czym nie zapominając, że podstawą osiągnięcia sukcesu jest zgrany zespół. Polska liga wielokrotnie udowodniła, że jest doskonałym miejscem na wybicie się do lepszych lig.

Jovana i jego mocne strony wszyscy znamy. Wiemy, że jest to charakterny zawodnik. Jednak uważam, że w zeszłym sezonie zabrakło nam gracza, który dałby jemu trochę oddechu podczas meczu. Dlatego dołącza do nas Jeremy Roach - debiutant na europejskich parkietach. Jeremy ma za sobą bogatą karierę w lidze NCAA. Uważam, że ten transfer przeszedł trochę bez echa w polskich mediach, a rzadko przecież gracz o takim statusie trafia do PLK prosto z NCAA. Jeremy zdobył dwukrotnie mistrzostwo z drużyną DUKE i był kapitanem tego zespołu. Może on grać zarówno na pozycji 1 jak i 2, więc będziemy mogli zobaczyć go w parze z Jovanem na boisku. Na obwodzie jest też Noah Freidel, który jest graczem z pozycji numer dwa. Świetny strzelec, może kreować grę z piłką w rękach zarówno dla siebie, jak i stwarzać sytuacje dla zespołu. Większą rolę na piłce, niż w poprzednim sezonie, na pewno będzie miał Anthony Roberts, którego znamy ze Stali Ostrów. To bardzo atletyczny oraz silny fizycznie zawodnik. Świetny obrońca, który dodatkowo znakomicie zbiera. Z pewnością może dać nam dużo podczas gry z piłką w rękach.

Jednym z naszych ostatnich transferów jest Max Egner. Bardzo fizyczny i atletyczny zawodnik. To świetny obrońca, który może się jeszcze tylko rozwijać - zarówno w ataku, jak i obronie. Dlatego podpisaliśmy z nim kontrakt na dwa lata.

Nie zapominajmy o Nemanji Popoviciu. To bardzo ciekawy gracz, który został MVP ligi serbskiej w zeszłym sezonie, i który ocierał się o średnią double-double. Nemanja jest bardzo mobilnym zawodnikiem z pozycji numer pięć. Mam nadzieję na jego bardzo dobrą współpracę z Jovanem. Podobnego typu zawodnikiem jest Ondrej Hustak, który będzie walczył o swoje minuty i udowadniał nam, że warto w niego inwestować.

- Czy prawdą jest, że King Szczecin dysponuje mniejszym budżetem, niż w poprzednich sezonach? Jakbyś mógł zestawić wydatki na zespół z tych wakacji w porównaniu do poprzednich lat.

- Budżet jest zdecydowanie niższy. Na same kontrakty zawodników przeznaczyliśmy o ponad milion złotych mniej, niż w poprzednim sezonie.

- Trudno było operować na rynku transferowym takimi kwotami? Wiele słyszy się o tym, że polska liga nie jest konkurencyjna dla młodych, rozwojowych graczy, którzy często wybierają najlepsze ligi oraz grę poza Europą ze względu na wyższe kontrakty.

- Jeśli mam być szczery, to muszę powiedzieć, że nie było trudno. Założyliśmy sobie, że nie przekraczamy danej kwoty na jeden kontrakt i tego się trzymaliśmy. Fakty są takie, że w tym roku kontrakty z zawodnikami są zdecydowanie niższe. Nie szukaliśmy przysłowiowych „gwiazd”, tylko graczy, którzy chcą się pokazać, aby zrobić krok do przodu. Mogę tutaj podać przykład Anthony’ego Robertsa, który na stole miał kontrakt z zespołu Eurocupowego, wybrał jednak Kinga Szczecin, bo spodobał mu się nasz plan na niego. Ze swoim agentem stwierdzili, że jeszcze jeden bardzo dobry sezon w PLK to lepsze rozwiązanie, niż skok na głęboką, Eurocupową wodę. Jak widać po tym przykładzie, nie tylko pieniądze odgrywają najważniejszą rolę, a pomysł na danego zawodnika.

- Wielu trenerów podkreśla, że nie przepada za tym letnim okresem, w którym trzeba budować drużynę, robić transfery - bo nie lubi tej masy telefonów, maili, wiadomości od agentów. Telefon przecież dzwoni bez przerwy. Jak jest z tobą? Bo zupełnie szczerze powiem, że przez ostatnie lata miałem przyjemność obserwować twoją pracę - jeszcze w roli asystenta - i mam wrażenie, że ty zawsze lubiłeś wyszukiwać tych zawodników, scoutować...

- Zgadza się. Bardzo to lubię. Oczywiście jest to burzliwy proces, ale fascynujący. Kontakty z agentami miałem już jako asystent i nie jest to dla mnie nowość. Lubię wynajdywać zawodników. Śledzę wiele zagranicznych rozgrywek. Tworzę listy graczy, z którymi trzeba się skontaktować i sprawdzić ich dostępność na polski rynek. Robię to jeszcze w trakcie trwania sezonu.

- Widziałem tę listę i wiem, że z sezonu na sezon ta lista życzeń rosła w kolejne nazwiska. Było na niej wielu zawodników, którzy później trafiali do Kinga Szczecin. Możemy chyba zdradzić kibicom, że to właśnie dzięki niej do Kinga Szczecin trafili między innymi: Zac Cuthbertson czy Alex Hamilton?

- Zgadza się. Miałem na swojej liście obu tych graczy. Nazwisko Kysera też było tam odnotowane. W przerwie między sezonami zawsze z niej korzystam. Myślę, że większość asystentów, GM-ów, czy trenerów także taką listę posiada. To nie jest coś wyjątkowego, dzięki temu zawsze mogłem trenerowi Miłoszewskiemu rzucić propozycję jakiegoś gracza, którego mocno obserwowałem.

- Trzeba to otwarcie powiedzieć, że King Szczecin 2025/2026, to zupełnie nowy projekt. Nowy Head Coach, praktycznie całkowicie nowy sztab szkoleniowy. Nowy zespół - jak chcesz, aby to wszystko funkcjonowało, bo tych zmian jest po prostu sporo.

- Przeszliśmy bardzo dużo zmian i na starcie na pewno jest trochę znaków zapytania. Natomiast my już od samego początku musimy ruszyć w ten sezon z dobrą energią. Duży nacisk postawimy na integrację całej organizacji. Bo nie zapominajmy, że zespół to nie tylko zawodnicy, trenerzy i osoby pracujące w klubie, ale także ich rodziny. Chciałbym, żeby wszyscy w naszym mieście czuli się od początku komfortowo. Uważam, że komunikacja jest najważniejsza. W drużynie są lepsze i gorsze chwile, ale gdy będziemy o nich rozmawiać, to każdą sytuację da się rozwiązać. Zrobię wszystko, aby zespół dobrze funkcjonował i wiem, że wybrałem ludzi, którzy myślą podobnie.

- Co dla Macieja Majcherka będzie największym wyzwaniem w roli debiutującego Head Coacha?

- Myślę, że stworzenie z grona tych osób, które trafiły do naszego klubu, prawdziwego teamu, który będzie dobrze rozumiał się na boisku i poza nim.

- Musimy się tutaj zmierzyć też z zarzutami opinii publicznej względem naszego obecnego składu. Wielu ekspertów, dziennikarzy, kibiców wskazuje na to, że największy problem King Szczecin może mieć pod koszem. Jak na to odpowiesz?

- O to na pewno się nie martwię. Mamy Nemanję, Ondreja i Tomka, którego w pewnych fragmentach gry będziemy także używać na pozycji środkowego. O Nemanji i jego zaletach wspominałem już wcześniej, natomiast bardzo ciekawym zawodnikiem jest także Ondrej, który obecnie z reprezentacją Czech przygotowuje się do Eurobasketu, pracując z najlepszymi zawodnikami i trenerami w kraju. Poprzedni sezon spędził w hiszpańskiej Manresie, gdzie był pełnoprawnym graczem pierwszego zespołu. Rola, którą zaproponowaliśmy jemu w naszym zespole, została przez niego w pełni zaakceptowana.

Uważam, że w PLK nie ma zawodników na pozycji numer pięć, którzy mogą zdominować ligę grą tyłem do kosza. Nie obawiam się, że coś takiego się wydarzy, a nawet jeśli - to zapewniam: będziemy gotowi na to, aby skontrolować to określonymi rozwiązaniami taktycznymi. Jestem też spokojny o naszą zbiórkę. Mamy graczy, którzy potrafią zbierać piłkę - od pozycji dwa do pozycji pięć. W mojej opinii, to będzie tylko kwestia tego, jak zespołowo będziemy walczyć. Mamy bardzo mobilnych graczy na pozycji numer pięć i uważam to za nasz duży atut.

- King Szczecin w nadchodzącym sezonie chce walczyć o...?

- Naszym celem na starcie rozgrywek jest zakwalifikowanie się do fazy play-off. Wszystko, co uda nam się osiągnąć ponad to, będzie czymś, z czego będziemy bardzo zadowoleni.

- Na koniec chciałbym zapytać cię o to, który zespół stawiasz w roli głównego kandydata do mistrzostwa oraz takiego czarnego konia rozgrywek? Mówimy tylko o teoretycznej ocenie. Mam na myśli wykonane transfery.

- Trzeba przyznać, że w tym off-season dużo się dzieje. Kluby przeprowadziły bardzo ciekawe transfery. Anwil rozbił bank i podpisał naprawdę ciekawych graczy. To zespół świetnie skonstruowany. Trener Kożan ma na każdej pozycji dostępnych 2-3 dobrych zawodników. Myślę, że to główny faworyt. Natomiast jeśli chodzi o czarnego konia, to do tej roli wskazałbym drużynę MKS Dąbrowa Górnicza.

Rozmawiał Przemysław Sierakowski
Udostępnij
 

Sponsorzy i Partnerzy

Sponsor Główny
Visit Poland
Sponsor motoryzacyjny
Sponsorzy Strategiczni
Partner FanApp
7771520